Majowe łowy

W pierwszą sobotę maja udaliśmy się z Igorem nad rzekę w poszukiwaniu tęczaków. Pogoda na pstrąga wymarzona, było pochmurno i zapowiadało się na deszcz. Po przybyciu nad wodę przebieramy się i zaczynamy połowy. Ja łowiłem spinningiem, natomiast Igor muchówką.
Dość szybko Igor wyjmuje małego źródlaka i tęczaka na streamera, natomiast ja niewielkiego tęczaka na koguta.
 Zaczyna robić sie coraz ciemniej i mam branie na głęboko prowadzoną wahadłówkę. Widzę rybę ale ta się spina. pięć minut później znowu to samo. Podobny wielkościowo tęczak spada i mam jeszcze jedno branie. Widać, że coś się w wodzie dzieje i postanawiamy na tym odcinku zostać do końca dnia. Wracamy więc do samochodu po prowiant i ciepłe ciuchy bo robi się zdecydowanie chłodniej. Wracamy do miejsca w którym zakończyliśmy połowy i mamy wędkować dalej. Jednak po drodze zatrzymujemy się w miejscach gdzie były brania. W jednym z miejsc gdzie miałem delikatne przytrzymanie tym razem branie jest zdecydowane i mam na kiju przyzwoitą rybę, która okazuje się dorodnym pstragiem źródlanym. Igor podbiera mi rybę i po pomiarach okazuje się, że ma 40 cm


Chwilę po sesji zdjęciowej Igor ma bardzo dynamiczne branie i dość długo wozi przyzwoitą rybę, którą przez moment podejrzewamy, że jest srebrniakiem


Po holu i podebraniu mierzymy rybę, okazuje się, że to tęczak i ma 44 cm


Po tych emocjach jesczcze przez chwilę łowimy, ja zaliczam branie i wyjście tęczaka około 38 cm. W kolejnym z miesc Igor łowi tęczaka trzydziestaka, a mi w tym samym czasie siada na kiju potokowiec okolo 35 cm. Zabawa przednia, stoimy od siebie około 20 metrów i oboje holujemy ryby. Potokowiec wraca do wody. Czas na odpoczynek, robimy ognisko, jemy i wypijamy po piwku.
Po posiłku schodzimy nad wodę i praktycznie od razy mam wyjście pod nogi tęczka, rzucam ponownie i sytuacja się powtarza. Postanawiam zmienić przynętę ale w tym czasie Igor podaje mu streamera, którego ten bierze zdecydowanie. W kolejnym miejscu praktycznie równocześnie holujemy po kolejnym tęczaku, a kilkadziesiąt metrów dalej łowię kolejnego miarowego potokowca na woblera, który wraca do wody. Robi się coraz jasniej, wiatr przegnał chmury, wychodzi słońce i brania staja się zdecydowanie słabsze.
Łowimy jeszcze do wieczora i odnotowujemy kolejne skubnięcie jednak nic wartego uwagi już się nie wydarzyło.